• Wprowadzenie czterodniowego tygodnia pracy jest pomysłem szkodliwym i infantylnym - ocenił dla PAP Cezary Kaźmierczak. W ten sposób prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców (ZPP) odniósł się do weekendowej zapowiedzi przewodniczącego PO Donalda Tuska.Przypomnijmy, że w minioną sobotę w Szczecinie przewodniczący Platformy Obywatelskiej Donald Tusk zapowiedział, że ta partia przygotuje do wyborów parlamentarnych pilotażowy program czterodniowego tygodnia pracy. Tusk podkreślił, że zmiany na rynku pracy są dynamiczne, a postępująca automatyzacja wymusza dostosowanie się do nowych trendów. Zaznaczył, że są dwa modele takiego rozwiązania – skracanie dnia pracy lub całego tygodnia, choć mówi się raczej o czterodniowym tygodniu pracy. Nie żebym bronił pomysłu Tuska o pilotażowym programie 4-dniowego tygodnia pracy, ale argumenty stosowane przez p. Kazimierczaka kiedyś pewnie były stosowane przeciw 5-dniowemu tygodniu pracy (kiedyś wszystkie soboty były zwykłymi dniami roboczymi) i zakazowi pracy dzieci w fabrykach. Rynek pracy i gospodarka się zmieniają. W niektórych zawodach praca 8h przez 5 dni w tygodniu to fikcja wynikająca wyłącznie ze sztywnych norm prawa pracy. Obowiązujące prawo musi ewoluować razem ze zmieniającą się rzeczywistością. Bardzo dobry program, ale ma jedną zasadniczą wadę. Należy raz na tydzień dołożyć jeszcze 2 pęta kiełbasy, bo więcej wolnego to i porządnego grila chciałoby się zrobić, a i jeszcze co najmniej czteropak piwa. Bez tych drobnych dodatków na pewno nie zagłosuję na donalda, bo jak zwykle wszystkich chce oszukać.Czy 4-dniowy tydzień pracy to dobry pomysł? Nie mam pojęcia. Ale temu właśnie ma służyć pilotaż, żeby to sprawdzić.  Z badania firmy Hays wynika, że taki model pracy poparliby niemal wszyscy Polacy (dokładniej 96 proc. respondentów). https://udraznianie.ovh   Bardzo dobrze popieram Pana Tuska ma racje 4 dniowy tydzien pracy bylby super w koncu czlowiek nie bylby padniety a mialby wiecej czasu dla rodziny. Ci co chca wiecej pracowac niech pracuja ale to i tak nic nie da Polska nigdy nie dogoni zachodu mozemy sobie pracowac ile chcemy a i tak bedziemy biednym krajem.

    tydzień pracy

    Czterodniowy tydzien pracy na pewno nie zniszczy gospodarki bardziej niszczy gospodarka podnoszenie stóp procentowych!!!!które juz teraz doprowadzaja do recesji gospodarki!!!!!Natomiast model, w którym pracujemy osiem godz. przez cztery dni w tygodniu, ale dostajemy za to jedynie 80 proc. wcześniejszych zarobków popiera tylko 19 proc. badanych - czytamy w dzienniku.Ale Donek Tyfusek wyglada na bardzo zadowolonego ze swojego pomyslu. Donek dobrze wykalkulowal: jak byl 5 dniowy tydzien pracy to Donek pracowal 4 dni, jak bedzie 4 dniowy to bedzie tyral 2.5 dnia. Kto cwaniakowi zabroni? W PO na pewno nikt. Rafciowi Czajkowskiemu tez sie pomysl podoba. On tezt haruje w pocieCzy pomysł jest dobry? Raczej nie sadze. Zrobią z nas niewolników. Jeszcze przy tej inflacji oraz tak czyszczenie szamba pod deszczówkę    śmiesznych zarobkach to już wgl. Zastanówcie się ludzie 2 razy i otwórzcie oczy. Wszystko co robią to prowadzi nas zwykłych ludzi do zniewolenia. Bardzo dobry, aktualny pomysł. Dobry dla pracowników, wszystkich, łącznie z kadrą zarządzającą- pod warunkiem, że umie zarządzać. Bo rezerw produktywności trzeba szukać w organizacji pracy, automatyzacji i jakości zarządzania, a nie w długości tygodnia pracy. Czas by już odejść od tych xix-wiecznych klisz..Jeżeli Pan Tusk jest taki mądry to zapraszam do pracy. Popatrzymy jak pracuje fizycznie w tym jego programie.


    votre commentaire
  • Popularność dotacji do aut elektrycznych rośnie. Dane przedstawił sam organizator programu — NFOŚiGW. Wynika z nich, że po dziewięciu miesiącach od startu programu Mój Elektryk, który miał miejsce 12 lipca 2021 r., złożono prawie 5 tys. wniosków na łączną wartość przeszło 136 mln zł.Podgrzewana kierownica – 40 zł, asystent świateł drogowych – 40 zł, systemy wsparcia kierowcy – 175 zł miesięcznie. Chcąc wszystko, można uzbierać naprawdę pokaźną sumkę, którą trzeba będzie doliczyć do miesięcznej raty. Oto przyszłość według BMW.

    Zwiększająca się popularność programu to niejedyna zmienna – głównym beneficjentem stają się bowiem firmy, które w ostatnich miesiącach chętniej wnioskują o wsparcie niż odbiorcy indywidualni.

    Od indywidualnych do przedsiębiorców Tak zwany licznik elektromobilności – który prowadzą wspólnie Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych i Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego – wskazuje, że wraz z końcem maja 2022 r. po polskich drogach jeździło 48 675 zelektryfikowanych samochodów (wliczając wariant osobowy i użytkowy).

    Konkretne liczby pokazują, że o ile jeszcze odbiorcy indywidualni stoją za największą liczbą wniosków – 2670 sztuk, które składają się na sumę ponad 56 mln zł – to już firmy leasingowe złożyły wnioski na największą kwotę, bo wynoszącą niemal 60 mln zł.


    votre commentaire
  • Podzieleni są też Europejczycy. W połowie czerwca ekspercki think-tank, Europejska Rada Spraw Zagranicznych (ECFR), opublikowała badanie, z którego wynikało, że w kwestii wojny Europejczycy dzielą się na dwa wyraźne obozy: "partię pokoju" i "partię sprawiedliwości". Czym te "partie" różnią się od siebie?

    W największym skrócie "partia pokoju" uważa, że największym zagrożeniem jest eskalacja wojny i jej rosnące koszty, a najważniejsze jest przywrócenie pokoju, nawet gdyby to miało oznaczać ustępstwa ze strony Ukrainy na rzecz Rosji. "Partia sprawiedliwości" uważa z kolei, że największe zagrożenie to agresywny rosyjski imperializm, dlatego kluczowe, jest by Rosja nie wygrała tej wojny. By cały świat otrzymał sygnał, że podobna polityka nie popłaca.

    Pomiędzy tymi biegunami są wyborcy środka, którzy - zgadzając się z "partią sprawiedliwości" w ocenie Rosji - dzielą obawy "partii pokoju" o eskalację konfliktu. Według badania ECFR obóz pokoju wyraźnie dominuje w Europie. Jego zwolennicy są największą grupą w każdym badanym kraju poza Polską, gdzie najwięcej jest zwolenników partii sprawiedliwości i Wielką Brytanią, gdzie większość badanych to wyborcy środka.  Na przykład to, że w Europie wcale nie ma konsensusu w sprawie odpowiedzialności Rosji za obecny konflikt. We Włoszech aż 27 proc. badanych winą za wojnę obarcza politykę "Ukrainy, Unii Europejskiej lub Stanów Zjednoczonych", w Rumunii i w Niemczech podobnego zdania jest jedna piąta ankietowanych. Ponad jedna trzecia Włochów (35 proc.) uważa też, że największą przeszkodą dla pokoju jest nie Rosja, ale polityka Ukrainy i Zachodu. Podobnego zdania jest prawie jedna czwarta Rumunów (24 proc.) i ponad jedna piąta Francuzów (23 proc.).

    podzieleni

    Co najważniejsze, aż 42 proc. badanych ze wszystkich państw uważa, że rządy ich krajów poświęcają zbyt wiele uwagi wojnie, biorąc pod uwagę problemy wewnętrzne. Ta liczba najwyższa jest w Rumunii (58 proc.), ale zaskakująco wysoka jest też w Polsce – odpowiedziało tak 52 proc. badanych Polaków. Aż 61 proc. ankietowanych ze wszystkich państw obawia się związanego z wojną wzrostu kosztów życia, ponad jedna czwarta (28 proc.) ekonomicznego spowolnienia i utraty pracy. To znaczące liczby, pokazujące jak w przyszłości może zacząć się kruszyć poparcie Europejczyków dla wsparcia Kijowa i twardego kursu wobec Rosji.

    Badanie ECFR było krytykowane. Faktycznie, kategorie partii pokoju i partii sprawiedliwości nie są najlepiej zdefiniowane. Podział ustawiony jest wręcz tak, że poza największymi jastrzębiami w sprawie Rosji większość badanych odpowie w sposób kwalifikujący ich jako przedstawicieli partii pokoju czy niezdecydowanych, nawet jeśli nie godzą się na istotne ustępstwa wobec Rosji. Niemniej jednak badanie pokazuje kilka ciekawych rzeczy.


    votre commentaire
  • Według badań ośrodka Morning Consult Global z początku lipca liczba Amerykanów, którzy są zaniepokojeni wojną w Ukrainie, spadła do najniższego poziomu od początku wojny. Co prawda przytłaczająca większość badanych (81 proc.) ciągle odpowiada, że jest albo "bardzo", albo "jakoś" zaniepokojonych wojną, ale od marca ich liczba spadła o 9 punktów procentowych. Trend zmęczenia tematem jest widoczny.W mniejszości są także badani zgadzający się ze stwierdzeniem, że obrona i ochrona Ukrainy jest obowiązkiem Stanów Zjednoczonych. Na przełomie kwietnia i maja wynik ten wynosił 50 proc. Na początku lipca podobnie odpowiedziało tylko 43 proc. pytanych.

    W wynikach tego samego badania widać też, jak kwestia wojny w Ukrainie polaryzuje amerykańskie społeczeństwo. Widać rosnącą przepaść w ocenie polityki wobec Rosji i Ukrainy,  udrażnianie kanalizacji w bloku dzielącą wyborców dwóch głównych amerykańskich partii. Wyborcy Demokratów deklarują wyraźnie większe poparcie dla wsparcia Ukrainy niż Amerykanie popierający Republikanów.

    Większość głosujących na Demokratów (56 proc). godzi się na sankcje, nawet jeśli oznaczają one wzrost cen energii – podobnie sądzi jedynie 39 proc. elektoratu Republikanów. Mniej niż jedna trzecia wyborców Republikanów (32 proc.) zgadza się ze stwierdzeniem, że obrona i ochrona Ukrainy to obowiązek Stanów Zjednoczonych. Wśród elektoratu Demokratów ta liczba jest prawie dwukrotnie większa (59 proc.).

    Sprzeciw wobec ukraińskiej polityki Bidena jest słyszalny zwłaszcza na trumpowskim, nacjonalistyczno-populistycznym skrzydle Partii Republikańskiej. W amerykańskim Senacie najbardziej elokwentnie wyartykułował go reprezentujący Missouri Josh Hawley.

    Trumpiści uważają, że USA nie mają żadnego interesu w tym, by angażować się w konflikt z Rosją. Prawdziwym zagrożeniem dla Stanów nie jest bowiem – według tego poglądu - Rosja i jej polityka w Europie Wschodniej, ale Chiny. Na tym wyzwaniu powinny zdaniem Hawleya i jego politycznych kolegów skupić się wszystkie amerykańskie siły. Zaangażowanie w sprawę Ukrainy nie tylko nie jest w stanie przynieść Stanom żadnych realnych, długoterminowych korzyści – brzmi dalej ten argument – generuje za to koszty, uderzające w zwykłe amerykańskie rodziny. A to o ich interesy powinien dbać przede wszystkim Waszyngtonhttps://udraznianie.ovh

    Podobne argumenty powtarza prawicowa telewizja informacyjna Fox News. Jej największa dziś gwiazda, Tucker Carlson, mówi o "skorumpowanej" i "upadłej" Ukrainie językiem jakby wyjętym z rosyjskiej propagandy.

    Można się więc spodziewać, że polityka wobec Rosji i Ukrainy będzie jednym z punktów ataku Republikanów na Bidena i Demokratów w midtermach (czyli wyborach do Kongresu w środku kadencji prezydenta) jesienią tego roku, choć dla wyniku wyborów kluczowa będzie nie polityka zagraniczna, ale gospodarka.

    To samo badanie pokazuje, że troski związane z sytuacją gospodarczo-bytową coraz bardziej przekładają się na ocenę polityki wobec Rosji i Ukrainy. Większość pytanych Amerykanów zadeklarowało, iż nie popiera takich wymierzonych w Rosję sankcji, które przekładają się na wyższe ceny benzyny – a w konsekwencji innych towarów – w samych Stanach. Poparcie dla takich sankcji deklaruje 46 proc. ankietowanych. W badaniu tego samego ośrodka jeszcze w kwietniu popierało je 56 proc. pytanych.


    votre commentaire
  • Wszystkie kraju Zachodu zmagają się dziś z inflacją, wzrostem cen i kosztów życia, spadającą siłą nabywczą gospodarstw domowych. W czerwcu inflacja w strefie euro rok do roku osiągnęła 8,6 proc. – to największa wartość od powstania europejskiej waluty. Podobną wartość osiągnęła w USA - najwyższą od 40 lat.

    jedność

    Inflacja ma wiele złożonych przyczyn, trudnych do kontrolowania przez jedno państwo narodowe: ceny pchają w górę m.in. zakłócenia normalnego działania łańcuchów dostaw, które ciągle nie wróciły do stanu sprzed pandemii. Ceny żywności podnosi kryzys klimatyczny, ceny energii - wojna i sankcje nałożone na Rosję. Jak w ostatnim "Foreign Policy" prognozuje Adam Tooze, najważniejszym pytaniem dla wszystkich rządów i szefów banków centralnych w najbliższych miesiącach będzie to, jak powstrzymać wzrost cen, nie zaciągając jednocześnie hamulca tak mocno, by wpędzić gospodarkę w długotrwałą recesję, ze wszystkimi jej skutkami, ze skokiem bezrobocia na czele.Po ataku Putina na Ukrainę 24 lutego Zachód zaskoczył chyba wszystkich swoją jednością. Zachodnie demokracje były w stanie nałożyć ostre sankcje gospodarcze na Rosję i obiecać Ukrainie wsparcie – choć z dostarczaniem tego, czego Ukraińcy potrzebują najbardziej: ciężkiej broni zdolnej odeprzeć rosyjską agresję – jest już różnie. Zwłaszcza Niemcy, czwarty eksporter broni na świecie, zachowują się wciąż w sposób niezrozumiale opieszały.

    Pytanie, które od samego początku wisi nad Europą i Ameryką, brzmi: jak długo utrzyma się poparcie zachodnich społeczeństw dla takiej polityki ich rządów?

    Pytanie to zacznie wybrzmiewać coraz głośniej w momencie, gdy koszty nałożonych na Rosję sankcji staną się odczuwalne dla zwykłego Portugalczyka, Brytyjczyka, Włocha, Francuza, Czecha, Estończyka czy Polaka. Jak widzimy po cenach benzyny i problemach z węglem, a w perspektywie – z dostarczeniem ciepłej wody w kranie w zimie - albo jest tuż tuż, albo właśnie już nadszedł.

    Jednocześnie eksperci obawiają się powtórki z lat 70.: długiego okresu wzrostu cen połączonego z niskim wzrostem gospodarczym, a nawet z recesją. Jak mówi niedawna prognoza działającego w Londynie japońskiego banku inwestycyjnego Nomura, europejska gospodarka ma wejść w recesję w drugiej połowie tego roku i się dalej kurczyć do lata 2023 r. W sumie europejski PKB ma spaść w tym okresie o 1,7 proc. Według tej samej prognozy recesja w Stanach Zjednoczonych ma się zacząć w ostatnim kwartale tego roku i potrwać do końca 2023 – choć ma być płytsza niż ta europejska.


    votre commentaire



    Suivre le flux RSS des articles
    Suivre le flux RSS des commentaires