• Premier Danii Helle Thorning-Schmidt ogłosiła we wtorek, że jej kraj najgorsze lata kryzysu gospodarczego ma za sobą. Obiecała też ok. 40 miliardów koron duńskich (5,7 miliarda USD) na dodatkowe wydatki, podsycając pogłoski o przyspieszonych wyborach parlamentarnych.- Dziś możemy bardzo wyraźnie powiedzieć, że Dania wyszła z kryzysu - powiedziała duńska premier dziennikarzom, jako dowód przywołując spadek bezrobocia, utrzymujący się w ostatnich kwartałach wzrost gospodarczy i optymizm wśród konsumentów na najwyższym od lat poziomie. - Najtrudniejsze lata już za nami, Dania powróciła na bezpieczną ścieżkę - dodała. Grupa uznanych duńskich doradców ekonomicznych we wtorek pochwaliła politykę rządu i oszacowała, że w 2015 r. wzrost gospodarczy wyniesie 1,9 proc. PKB, a w 2016 r. - 2,3 proc. W 2014 r. wzrost wyniósł 1,1 proc. PKB.

     

    Zapowiedź dodatkowych wydatków podsyciła krążące od pewnego czasu spekulacje o możliwym wcześniejszym rozpisaniu wyborów powszechnych. W piątek źródła zbliżone do duńskiej premier powiedziały, że prawdopodobnie jeszcze w tym tygodniu ogłosi ona ich datę, chociaż ostateczna decyzja w tej sprawie podobno jeszcze nie zapadła.


    votre commentaire
  • Kontrowersyjne regulacje dotyczące jednolitych opakowań mogą trafić do Polski. Unia Europejska po ustąpieniu Polsce i przyjęciu kompromisowej wersji dyrektywy uderza z innej strony. Jak nie kijem go to pałką. UE planuje w ramach dyrektywy PE 2014/40/UE z 3 kwietnia 2014 r. (znanej szerzej jako po prostu dyrektywa tytoniowa) wprowadzić system jednolitych opakowań dla wyrobów tytoniowych. Stało się to pod wpływem decyzji Minister Zdrowia Wielkiej Brytanii Jane Elison. Rozwiązanie to zostało już wprowadzone na przykład w Australii. Opakowania mają jednolitą szatę graficzną jednak i często znajdują się na nich drastyczne zdjęcia mające zniechęcać do palenia (realnie zaś pozwalają na zarobek złotnikom oraz producentom papierośnic - palacze bowiem zwyczajnie przekładają papierosy do takich właśnie, wykwintnych i miłych dla oka opakowań).Problem w tym, że wprowadzenie jednolitych opakowań jest niezgodne z polskim prawem i polską konstytucją. Ujednolicenie opakowań oznacza zakaz wprowadzenia znaków handlowych co gwarantuje nie tylko polskie prawo ale także międzynarodowe konwencje, choćby Konwencja Paryska o ochronie własności przemysłowej.Co ciekawe - mimo, iż projekt cieszy się poparciem we wspólnotowych kręgach to jest on jednocześnie sprzeczny z samym prawem UE. Artykuł 17 Karty Praw Podstawowych wyraźnie wskazuje, iż „Każdy ma prawo do władania, używania, rozporządzania i przekazania w drodze spadku mienia nabytego zgodnie z prawem. Nikt nie może być pozbawiony swojej własności, chyba że w interesie publicznym, w przypadkach i na warunkach przewidzianych w ustawie, za słusznym odszkodowaniem za jej utratę wypłaconym we właściwym terminie. Korzystanie z mienia może podlegać regulacji ustawowej w zakresie, w jakim jest to konieczne ze względu na interes ogólny”. Tym samym wprowadzenie plain packaging przez jakikolwiek kraj europejski powinno się spotkać z reakcją KE, nakazującą respektowanie prawa Unii Europejskiej. Trudno też nie odnieść wrażenia, że branża tytoniowa ma być poligonem doświadczalnym dla dalszego ograniczania swobody gospodarczej przez niektóre kraje UE. Jeśli UE wprowadziłaby powszechność takiej praktyki mogłoby się okazać, iż w kolejce znajdą się następne branże. Branża tytoniowa jest dobrym chłopcem do bicia - łatwo testować groźne regulacje na koncernach mających reputację producentów trucizny. Abstrahując jednak od oceny producentów tytoniowych warto przeanalizować tę regulację pod względem jej szkodliwości lub korzyści jakie mogłaby przynieść dla polskiej gospodarki. Tych jednak praktycznie nie ma. Polska sprzeciwia się tym regulacjom ze względu na wysoki udział produkcji tytoniowej we wzroście PKB oraz przez wzgląd na dużą ilość miejsc pracy (około 500 tys.) którą wytwarza branża. Co więcej - Polska jest największym eksporterem wyrobów tytoniowych w UE, dzięki czemu budżet państwa zarabia miliardy złotych. Poszkodowane więc byłyby nie tylko koncerny, ale także przede wszystkim producenci rolni, firmy transportowe czy regiony dotknięte bezrobociem. Co ważne - Polska nie jest jedynym krajem UE, który sprzeciwia się tym regulacjom. Wobec propozycji brytyjskiej sprzeciw zgłosiło 10 państw - Bułgaria, Czechy, Grecja, Hiszpania, Litwa, Portugalia, Rumunia, Słowacja, Węgry i Włochy, zaś wobec analogicznej propozycji irlandzkiej - 9: Bułgaria, Czechy, Grecja, Hiszpania, Portugalia, Rumunia, Słowacja, Węgry, Włochy. Oznacza to, że 1/3 państw UE odrzuca te regulacje.


    votre commentaire
  • Nieoczekiwana wygrana lewicowej Nowej Partii Demokratycznej (NDP) w kanadyjskiej prowincji Alberta jest od tygodnia przedmiotem nieustających spekulacji co do jej konsekwencji dla biznesu naftowego. Rzadko kiedy wybory w kanadyjskiej prowincji, i to nie największej (11 proc. mieszkańców kraju), budzą zainteresowanie na arenie międzynarodowej. Jednak Alberta, ze względu na przemysł naftowy, będący największym dostawcą rafinerii amerykańskich, jest miejscem szczególnym. Miejsce konserwatystów sprzyjających firmom naftowym i gazowym zajmie większościowy rząd prowincji z 53 miejscami w 87-osobowym parlamencie, o lewicowym charakterze, z programem dywersyfikacji gospodarki. Rząd zostanie zaprzysiężony pod koniec maja, choć nowa premier Rachel Notley może oficjalnie objąć urząd wcześniej. Po tygodniu od wygranej NDP wciąż nie wiadomo, jakie będą pierwsze decyzje nowej szefowej rządu. Notley zapowiedziała już ścisłą współpracę z biznesem, a w niedzielę podkreślała, że Alberta musi być czymś więcej niż tylko prowincją prostej siły roboczej. Po wygranych wyborach zapewniała, że firmy z Alberty przekonają się, iż sprawy będą się toczyć właściwym torem. Według mediów Notley rozmawiała już z szefami niektórych koncernów. Zwrócił też uwagę, że w ostatnich latach szybko rozwijająca się gospodarka Alberty, z najniższymi w Kanadzie podatkami od firm, stworzyła "inflacyjną sytuację".

    Specjaliści cytowani przez agencję Canadian Press zwracali zaś uwagę, że np. wprowadzenie ostrzejszych regulacji w sektorze paliwowym może pomóc kanadyjskim firmom, zwiększając ich wiarygodność. Wygrana lewicy w najbardziej konserwatywnej prowincji Kanady, rządzonej przez 44 lata przez konserwatystów, jest paradoksem, bo w wyborach doszło do starcia zwolenników podniesienia podatków z tymi, którzy chcieli zrobić to samo, ale w inny sposób. Program NDP zakłada podwyżkę podatków korporacyjnych (z 10 do 12 proc.), większe podatki dla zamożniejszych mieszkańców Alberty (ok. 10 proc. podatników) oraz podwyżkę opłat pobieranych od firm surowcowych (ang. royalties). Konserwatywny premier Jim Prentice zarządził wcześniejsze wybory, ponieważ chciał uzyskać mandat mieszkańców Alberty na rozłożoną na 10 lat podwyżkę podatków, która miała pokryć brak 7 mld dolarów kanadyjskich w budżecie. Po spadku cen ropy sektor naftowy nie dostarcza już tylu pieniędzy do budżetu prowincji, co jeszcze przed rokiem.

    NDP mocno krytykowała konserwatystów za brak planu awaryjnego w razie spadku cen ropy oraz za "eksport miejsc pracy do Teksasu", jako że w Albercie nie przetwarza się wydobywanej tam ropy. Podwyżkę opłat eksploatacyjnych NDP chce przeznaczyć na rozwój innych dziedzin gospodarki, w tym alternatywnych źródeł energii, sektorów technicznych, wykorzystujących badania naukowe, sektora produkcji filmowej, a także rolnictwa.

    O potrzebie dywersyfikacji w gospodarce mówi się od dawna, a kilka dni po wyborach w Albercie pojawił się raport jednego z największych kanadyjskich banków, BMO, zapowiadający, że Alberta będzie miała szczęście, jeśli w tym roku uniknie recesji spowodowanej spadkiem cen ropy. W tym samym raporcie BMO zwrócił uwagę, że wzrostu gospodarczego spodziewa się w prowincjach o bardziej zróżnicowanej gospodarce, takich jak Ontario czy Kolumbia Brytyjska.


    votre commentaire



    Suivre le flux RSS des articles
    Suivre le flux RSS des commentaires